Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/210

Ta strona została uwierzytelniona.
XLV.

Armja francuzka topniała i rozpływała się, ze ścisłością matematyczną. Przejście przez Berezynę, o którem tyle pisano, było tylko wypadkiem ubocznym, w tym pogromie, a nie głównym powodem klęski i zniszczenia tejże armji. Jeżeli kładziono taki nacisk ze strony Francuzów na tę okoliczność, to dla tego, że wszystkie nieszczęścia prześladujące ich wzdłuż całego odwrotu fatalnego, zeszły się niejako i skupiły na tym moście zawalonym i lecącym w otchłań nurtów bystrej rzeki. Straszliwy pogrom pod Berezyną, zostawił był w umysłach francuzkich pamięć niczem i nigdy niestartą. Że ta bitwa miała równy rozgłos i w Petersburgu, to z powodu że Pfühl był nakreślił plan, zdala od teatru wojny. Był on przeznaczonym, aby dostać w samotrzask samego Napoleona, który zastawiał na niego Pfühl ex professo, nad brzegami Berezyny. W przekonaniu niewzruszonem że wszystko musi się tak odbyć, jak było w planie nakreślonem, utrzymywano po stronie rosyjskiej, że bitwa pod Berezyną była ostateczną zgubą Francuzów. Tymczasem cyfry dowodzą, że Francuzi mniej tam stracili w ludziach wziętych w niewolę i w działach, niż pod Krasnoje.
Im pospieszniej zmykali Francuzi, tem nędzniej wyglądały resztki ich niedobitków. Twarze i członki poodmrażane gniły za życia. Ciało oblatywało kawałami z tych nieszczęśliwych „trupów chodzących“. Żywi zazdrościli tym, którzy pod śniegiem zagrzebani usnęli na wieki. Po bitwie pod Berezyną wzmogły się również rozmaite