Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

stała, że w jesieni roku 1812 było jej więcej niż przed rozpoczęciem kampanji.
Pierwsi weszli do Moskwy gospodarując jak szare gęsi w mieście spalonem: Kozacy z oddziału Wintzengeroda, chłopstwo okoliczne i rozmaici maroderzy z innych pułków. Ci wszyscy szli wiernie w ślady Francuzów, rabując i rozdrapując co jeszcze się znaleść i wygrzebać dało z pod gruzów. Chłopi wracali do wsi z wozami wypakowanemi najrozmaitszymi rupieciami, pozbieranymi w domach na pół zawalonych i po ulicach. Tak samo postępywali kozacy. Nawet właściciele domów wydzierali co tylko mogli jeden drugiemu, pod pozorem że odbierają tylko swoją własność. Po tych pierwszych bandach rabusiów napływały inne. Im bardziej atoli zwiększała się ich liczba, tem mniej znajdywali przedmiotów, aby zaspokoić żądze namiętne zdobycia łupu jakiegokolwiek.
Pomimo że Francuzi zastali Moskwę pustą zupełnie, miasto zachowało było fizjognomję gminy porządnie rządzonej i ujętej w karby jakiekolwiek. Im dłużej przewlekał się pobyt w niej najeźdźców, tem bardziej zatracała cechę wszelkiego ładu i porządku administracyjnego, tem bardziej zanikało życie regularne, a rozwielmożniało się łupiestwo na wielki kamień bez granic, bez jakiegokolwiek pohamowania. Początkowe rabusiostwo tubylców miało wręcz przeciwne następstwa. Wkrótce zaprowadzono tam pewien ład, a w skutku tegoż bogactwo i dobrobyt. Zmuszano chłopstwo zabierać i wywozić trupy lub gruzy miasto zawalające, na próżnych wozach. Drudzy więc wcześnie przez tamtych przestrzeżeni, za-