Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/232

Ta strona została uwierzytelniona.

tował!... Jakże musiał się czuć szczęśliwym zobaczywszy panią przy sobie! — kończył patrząc na Nataszkę łzawemi oczyma.
Drgnęła nerwowo i głową skinęła. Wahała się i ona czy ma mówić o zmarłym, czy zachować wszystko w głębi serca.
— Tak — przemówiła wreszcie głosem cichym i stłumionym — było to wielkiem szczęściem dla mnie szczególniej... A i on... — starała się zapanować nad gwałtownem wzruszeniem — pragnął tego również... przyzywał mnie... poszłam zatem do niego, i... nie odstąpiłam do końca!
Głos jej złamał się. Poczerwieniała, przycisnęła serce oburącz, i mówiła dalej coraz prędzej i z coraz większą egzaltacją:
— Gdym z Moskwy wyjeżdżała nie wiedziałam o niczem. Nie śmiałam pytać o niego... Na raz Sonia powiedziała że jedzie razem z nami... Nie mogłam jeść ani usnąć... nie wyobrażałam sobie dokładnie w jakim stanie się znajduje! pragnęłam li jednej rzeczy: zobaczyć go!
Drżąca i zdyszana opowiadała głosem urywanym ale jednym ciągiem bez przerwy to, o czem dotąd przed nikim nie wspomniała, jakie zniosła męki piekielne przez trzy tygodnie podróży i pobytu w Jarosławiu. Piotr zasłuchany i zapatrzony w Nataszkę nie myślał ani o Andrzeju, ani o śmierci, ani nawet o tem o czem ona mówiła. Czuł tylko litość najwyższą nad nią, wyobrażając sobie żywo ile musi cierpieć wywołując w pamięci szereg obrazów tak ponurych i na wskroś bólem przeszywających jej biedne serce. Nataszka zdawała się ulegać w tej chwili jakiejś mocy obcej, niewidzialnej a wszech-