Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/32

Ta strona została uwierzytelniona.

całem że będzie moją żoną i ożenię się z nią najniezawodniej... Nie może być zatem mowy o tamtej drugiej — dodał z pewnem wahaniem i cały zapłoniony.
— Jak też możesz mówić coś podobnego chłopcze kochany! Sonia nic nie posiada, a sam mi wspominałeś, że interesa wasze są niesłychanie zawikłane... Co się tyczy twojej matki, toby ją dobiło po prostu. Zofia, jeżeli ma odrobinę serca, nie zechce czegoś podobnego. Matka w rozpaczy, ruina majątkowa, cała rodzina doprowadzona do nieszczęścia i do nędzy... Nie, nie, mój drogi! Tak ty, jak i Zofia, powinniście to zrozumieć.
Mikołaj milczał wprawdzie, ale to zakończenie nie było mu wcale nieprzyjemnem.
— Jednak droga cioteczko, jest to snem, który nie może nigdy niestety stać się rzeczywistością. Zresztą i to wątpliwe, czy chciałaby mnie księżniczka Marja? Obecnie jest w grubej żałobie. Nie ma co i myśleć o tem.
— Sądziłeś zatem drogi chłopcze, że cię schwycę za kark i w tej chwili każę ci iść do ołtarza? Na wszystko jest czas i sposób, byle umieć wziąć się do rzeczy.
— Oh! jaka z cioci swatka zapamiętała! — roześmiał się Mikołaj, przyciskając do ust jej pulchną rączkę.