Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/43

Ta strona została uwierzytelniona.

wspomnieniem księżniczki Marji, stanął przed Ikonostasem, ze łzami w oczach, i zaczął się modlić tak serdecznie, jak nigdy przedtem. Nagle drzwi się otworzyły i wbiegł Ławruszka przynosząc dwa listy.
Durak! — huknął Mikołaj zaperzony, zmieniając natychmiast postawę. — Kto ci pozwolił wchodzić do mnie? Czym wołał na ciebie ośle jakiś?
— Od gubernatora przyniesiono pismo dla jaśnie pana — bąknął Ławruszka przecierając oczy zaspane. — Przywiózł je kurjer.
— Dobrze... ruszaj pókiś cały.
Jeden z listów był od matki, drugi od Sonii. Porwał najprzód za ten ma się rozumieć. Przebiegłszy wzrokiem pierwsze wiersze pobladł, roztwierając szeroko źrenice o jakiejś trwodze zabobonnej. Jednocześnie radość bez granic o mało mu piersi nie rozsadziła.
— Nie, to niepodobna! — wykrzyknął na głos cały. Tak był okropnie wzburzony, że nie mógł na miejscu usiedzieć i czytał list chodzący. Przeczytat go od deski do deski, raz, drugi i trzeci, nareszcie osłupiały wzruszył miłosiernie ramionami i zatrzymał się na środku pokoju, z oczami wytrzeszczonemi i z ustami otwartemi szeroko. Została zatem wysłuchaną jego prośba gorąca! Tak był tem zdziwiony, jakby to na prawdę było czemś nadprzyrodzonem. W końcu przypisał ten dziwny zbieg okoliczności, prostemu przypadkowi.
Nierozplątany węzeł gordyjski, krępujący jego wolność, został nagle przecięty listem Sonii, najmniej przez niego spodziewanym. Pisała mu, że opłakany stan majątkowy Rostowów, doprowadzonych do zupełnej ruiny,