Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/66

Ta strona została uwierzytelniona.

i więcej... z jednego... żyliśmy uczciwie, jak przystało na prawosławnych chrześcian... Aż dnia pewnego... Tu Platon opowiedział szeroko i długo, jak go złapano na kradzieży kilku brzózek w pańskim lesie... — Ot! zwyczajnie, On (szatan) skusił mnie w tej chwili, musiałem bowiem nie wybić dość pokłonów przed Ikonostasem, i Onemu dana była moc nademną... Wychłostano, osądzono i oddano mnie zaraz pod karabin — zakończył — Otóż widzicie Baryń — przemówił po chwili milczenia. — Zdawało się zrazu, że to była najgorsza niedola, a wszystko się w szczęście obróciło. Gdybym ja był nie zgrzeszył, byliby wzięli mego brata starszego, który byłby osierocił pięcioro dzieci. Ja zaś zostawiałem w chacie żonę tylko... Miałem córeczkę, ale tę Bóg zabrał niedługo do swojej chwały... Widać zabrakło Mu aniołków i odebrał mi moje maleństwo. Wróciłem raz na krótko do chaty, dostawszy urlop... Cóż mam wam jeszcze więcej mówić Baryń?... Obchodzą się tam jakoś bezemnie i dobrze im... lepiej niż dawniej było... Kobiety zastałem był w domu, bracia pojechali byli z transportem hen! daleko... gdzieś bardzo daleko... Był tylko w chacie Michał, brat najstarszy! Aż tu ojciec tak mi powiada: — Dla mnie, Bogiem się świadczę, wszystkie dzieci zarówno!... Niech ci odkąszą który bądź z dziesięciu palców, tak samo boli każdy, i tak samo nam źle i przykro bez niego. Gdyby nie byli jednak ostrzygli Platona, musiałby był iść Michał pod karabin... — Czy uwierzycie Baryń że w końcu zebrał nas wszystkich przed Ikonostasem i rzekł: — Michale padnij bratu do nóg, z żoną i z dziećmi... gdyby nie on, byłyby zostały sierotami bez ojca! —