Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/71

Ta strona została uwierzytelniona.

zbędnych do tej wyprawy. Jechała, jak to się wówczas praktykowało całym taborem, z bratankiem, Francuzką i Francuzem, panem Dessales, z liczną służbą i furgonem wiozącym kucharza z naczyniem kuchennem. Nie mogła jechać zwykłym gościńcem, tylko dalszą i gorszą drogą, a i tu obawiano się spotkania z francuskimi maroderami. Całe Marji otoczenie nie mogło się dość nadziwić jej energji i stanowczości, jaką w tym razie rozwinęła. Kładła się ostatnia, a wstawała z pierwszym dnia brzaskiem, budząc wszystkich w domu. Nic jej nie wstrzymało, i dzięki tej energji niezmordowanej, podtrzymującej słabnące siły u reszty, a naglącej do pośpiechu, zajechano do Jarosławia w niespełna dwa tygodnie.
Ostatnie dni spędzone w Woroneżu, były najszczęśliwszemi, jakie miała w całem życiu. Miłość dla Rostowa, nie dręczyła jej więcej, tylko napełniała duszę nadziemską błogością. Zdawało się jej, że znała go, i kochała, od kiedy siebie zapamięta. Zaprzestała walki, była bowiem pewną, choć bała się wyznać tego nawet sama przed sobą, po ostatniem spotkaniu z Mikołajem, że nie tylko kocha ona, ale i jest nawzajem szczerze kochaną. Nie wyraził ani jednem słowem jakieby nastąpiły stosunki między Nataszką a księciem Andrzejem, gdyby ten zdrowie odzyskał, Marja atoli odgadła i wyczytała w jego wzroku wlepionym ponuro w posadzkę, że jest tem mocno zafrasowanym. Był zawsze dla niej jednakowo czułym i uprzedzającym. Zdawał się nawet uradowany, że ten węzeł niby jakiegoś nieokreślonego pokrewieństwa, pozwala mu wynurzyć otwarciej serdeczną ży-