Strona:Lew Tołstoj - Wojna i pokój 09.djvu/82

Ta strona została uwierzytelniona.

gąc dłużej pohamować się w żalu, wybuchnęła gorżkim płaczem.
Andrzej wpatrzył się w nią przenikliwie:
— Płaczesz nad nim? — szepnął.
Marja głową skinęła.
— Tu nie powinno się płakać — dodał spokojnie bez cieniu wzruszenia.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Zrozumiał że siostra płacze nad dzieckiem, które zostanie teraz zupełnym sierotą, i próbował wziąć się na nowo do życia. — Tak — pomyślał — musi się to jej wydawać czemś nader smutnem, a to przecież coś tak prostego! — dodał w duchu. — Ptaki niebieskie nie sieją, i nie orzą, a Ojciec w Niebiesiech żywi je. — Chciał powtórzyć głośno siostrze ten ustęp z Ewangielji, inaczej się jednak namyślił: — Po co mam jej to mówić?... zrozumiałaby to zupełnie przeciwnie. Żyjący na ziemi w pełni sił i zdrowia, nie przypuszczają że te wszystkie troski, kłopoty i uczucia, wyłącznie zajmujące ich umysł, które im wydają się tak ważnemi, są niczem dla tych... co mają niebawem odejść z tego świata! To daremna... nie pojmujemy się nawzajem...
I nie dodał ani słowa więcej.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Synek Andrzeja miał dopiero sześć latek. Niczego jeszcze nie umiał, nawet abecadła. A jednak, gdyby był dojrzałym mężczyzną, nie mógłby był pojąć głębiej i ocenić ściślej całej doniosłości tej sceny niemej, jaka rozegrała się w jego przytomności, między ojcem, księ-