Strona:Liote.djvu/051

Ta strona została uwierzytelniona.
— 47 —

z racyi tej, że zauważyłem dwie istoty ludzkie, codziennie napotykane.
Ponieważ nie obchodzi mnie wiele kształt bochenka, ani jego waga, ani to czy skórka na chlebie przyrumieniona jest, czy blada, z większą zatem bacznością mogłem przyjrzeć się chleba tego roznosicielkom.


V.

— Pieczywo z miasta — bułki, chleb — weźmie pan?
Za oknem stały dwie kobiety, każda z dużym koszem na ręku.
Pomimo, iż to był dzień ciepły, czerwcowy, głowy ich były pookręcane grubemi, włóczkowemi chusteczkami, jak u ludzi w najwyższym stopniu cierpiących na zęby. Z nieosłoniętych tem czarnem obwinięciem otworów, pełnych cienia, wyglądały tylko oczy z częścią czoła i nosem.
Jedna ich para miała białka zaczerwienione siecią żyłek, mętność w piwnej barwie tęczówki i mętność w samym wejrzeniu, podkowę pod każdym okiem głęboko odciśniętą w naskórku wzdętym jakby od żaru i zrumienionym, miała z kątów ócz rozsypujące