wesoły, który posłyszałeś, a tam, w zielonej i chłodnej gęstwinie, z za której połyskiwały srebrne fale, Joasia została — sam na sam ze mną. Leżała cichutko, przycisnąwszy ręce do bardzo rozbolałej piersi.
Ja w jej myślach czytałam skargę.
— Boże, czemuż nie jestem jak inne i czemuż to umierać muszę!
Śród osamotnienia, w chwilach cichej człowieka z sobą rozmowy, wtrącają się do szeptów jego myśli echa twojego głosu.
Dziwne echa! Jakby gdzieś, w pobliżu olbrzymi przesuwał się lodowiec — słyszysz pogróżki zmiażdżenia i zimno lodowe obejmuje piersi.
Posępnieje do głębi istota ludzka.
Każda posępnieje zrazu. Gdy była wesołą — utraca wesołość, gdy była posmutniałą od trosk swoich powszednich — bardziej się jeszcze zasępi troską jakąś niepowszednią a wielką.
Lękliwi i żałujący wesołości próbują, czyli spłoszonej nie powróci im kłamstwo (— lęk