Mieszkał Sitok w suterynie.
Gdy mu przekładano, iż poddasze jest zdrowsze, odpowiadał:
— A schody? A moje nogi? Kalika — nieszczęście...
Gdy szło o wytłumaczenie pobudek jego czynności, miał zawsze na ustach stereotypowe: »Kalika — nieszczęście«.
— Czemu Sitok pija tyle wódki?
— Kalika — nieszczęście! Wiatr — śnieg — żeby nie zmarznąć, trzeba — trzeba...
Co do trudności wchodzenia na schody — mało kto wiedział, iż przyjaciółka jego mieszka na czwartem piętrze, a Sitok odwiedza ją niemal codziennie.
Wybierał sobie suteryny, bo je lubił.
Lubił te długie, sklepione, ciemne korytarze piwniczne, w których stąpa się po omacku, wiodąc dłonią po zimnym, opleśniałym i chropawym murze.
Zapuszczając się w nie, smakował ciemność i z zadowoleniem, jak lis węszący u otworu swej nory, wciągał nosem ciężki zapach wilgoci.