Strona:Liote.djvu/137

Ta strona została uwierzytelniona.
— 133 —

Zjadłszy całowała Sitoka w rękę.
Gdy jednak po pierwszej takiej uczcie chciał ją przyciągnąć do siebie i uściskać, uczuł zęby jej na swym policzku. Ugryzła go do krwi. Rana napuchła i sprawiała mu wściekły ból.
— Ach, podłe zwierzę — jęczał — za moją dobroć, za to, że ją karmię.




Ex-posłaniec wkrótce przestał się pokazywać w domu, zapodział się gdzieś. Nikt go nie poszukiwał, a w następstwie trudno było nawet rozpoznać jego zwłok, gdy je wydobyto z rzeki, objęte już gniciem.
Mieszkanie i Staśkę objął w posiadanie Sitok.
Swojej dotychczasowej przyjaciółce oświadczył pewnego dnia, że więcej się u niej nie pokaże. Wysłuchała tego w osłupieniu. Była to nieszczęśliwa istota, zepchnięta na najniższy stopień upodlenia i nędzy; żebrak stanowił jej ostatnie oparcie. Wprawdzie nie był hojny, żądał miłości za ogryzki jadła, ale bądź co bądź nie dawał jej umrzeć z głodu.
Chwyciła go za rękę; rozpacz pchała jej do ust jakieś nikczemne zaklęcia.