Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/036

Ta strona została uwierzytelniona.

chrapiącego Argusa, rycerz nasz w ciągłych komplementach i susach około panny, nieuważnie zaczepił śpiącego krzyżem Miechowskim[1]. Djabeł się ocknął, porwał Jaksę i z wszystkiemi wierszami wyrzucił na bruki warszawskie.....
Był to najdowcipniejszy kawałek co się ukazał na niefortunnego wierszokletę.
Najpewniéj to jenerał podsunął mu pomysł napisania coś o Rzeczypospolitéj Babinskiéj. Pochwycił tę myśl Marcinkowski i wziął się do sklécenia komedyi, która była przedstawioną w teatrze lubelskim. Morawski w liście do jen. Wincentego Krasińskiego tak opisuje to przedstawienie.

„Zbiegliśmy się już o 4téj na teatr, on o 3ciéj był na paradysie i nie wiedział że go widzimy. Pełno było, i wszyscy cieszyli się na głupstwo, które ich uraczyć miało. Szeptano po lożach, po parterze, że tchórz będzie wykpiony w téj sztuce.

  1. Zgromadzeniu XX. Bożogrobców w Miechowie służył przywiléj dawania patentów na krzyże. Byli tacy, co nie mogąc inaczéj próżności swojéj dogodzić, nabywali te patenta za małą opłatę i uchodzili za ludzi dekorowanych. Marcinkowski, wywodzący się z rodu owego Jaksy, założyciela Miechowitów, miał niejakie prawo do téj ozdoby, którą nosił.