Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/082

Ta strona została uwierzytelniona.

za okropne brudy! ktoby się tego był spodziewał. Właśniem mówił twemu synowi, że ubywa liczba ludzi poczciwych, co jest większą stratą nad to, co nam śmierć zabiera; bo słabieje wiara w szlachetność, prawdę i cnoty człowieka. Smutno, okrutnie nawet jest psuć illuzyę młodzieńcowi o ludziach, właśnie gdy ma wchodzić z nimi w bliższą styczność; ale niech wie, że trzeba dopełniać niknącéj liczby uczciwych, aby nie skazać cnoty na samą sławę tradycyi, że tam kiedyś ludzie mogli być jéj zdolni. Kiedyż, kiedyż doniesiesz mi o czém szlachetném i wielkiem! Gdybym miał twój, to jest prawdziwy talent, dziśbym ody, poemata, sielanki i wszystko rzucił, a tylko na szerzącą się zbrodnię gromy poezyi rzucał. Gdybym był kapłanem, wołałbym o poprawę, i malowałbym ohydę czasu i godności chrześciańskiéj, nieśmiertelnéj duszy. Gdybym był królem, całéj władzy-bym użył przeciw téj niesłychanéj klęsce. Wiem jaki smutek mię czeka za przybyciem do Warszawy; powtórzy się dla mnie tylokrotne zdarzenie, że tych samych panów, którzy oburzenie powszechne sprawili, będę znów widział, jednych cierpianych, drugich lubionych po salonach; bo jak pamięć