przodkować społeczeństwu i nadać mu równowagę. Joubert tylko dla siebie pisał maksymy, — dla drugich miał żywe słowo pogadanki.
Pokrewne poezyi malarstwo miało w nim także miłośnika i znawcę. W jego pojęciu naród, pragnący żyć pełnią ducha, nie powinien zostawiać odłogiem pola sztuk pięknych, mających taki wpływ cywilizacyjny. Nie myślał on téż o wzbudzeniu sztuki, bo ta najlepiéj kiedy jest usposobienie po temu, sama się budzi, — ale spotkawszy piérwszy jéj samodzielniejszy objaw, zainteresował się nim, pragnąc bodaj cząstką poetycznego tchnienia podzielić się z artystą.
W liście do Jędrzeja Koźmiana tak opowiada bytność swoję w pracowni Suchodolskiego w Warszawie, z datą roku 1846. Suchodolski wtenczas był alfą i omegą naszego malarstwa.
„Byłem téż u Suchodolskiego i widziałem jego nowe prace. Trzeci, odmienny nieco zrobił obraz śmierci Czarnieckiego. Zmiany są dobre, a twarz Czarnieckiego najwięcéj zyskała. Tyle mu mówiłem przy pierwszym obrazie, że więcéj poezyi daje końskim głowom niż ludzkim, że teraz nadał dostatecznie wyrazu Czarnieckiemu, a niedość jego koniowi, co poprawić chce i musi.
Strona:Lucjan Siemieński-Portrety literackie tom 2.djvu/327
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/2/27/Lucjan_Siemie%C5%84ski-Portrety_literackie_tom_2.djvu/page327-1024px-Lucjan_Siemie%C5%84ski-Portrety_literackie_tom_2.djvu.jpg)