Strona:Lucy Maud Montgomery - Dolina Tęczy.djvu/15

Ta strona została skorygowana.

puścić do tego, aby panna Kornelja opowiedziała wszystkie nowinki.
— Sympatyczny? — spytała Ania zaciekawiona.
Panna Kornelja westchnęła, a Zuzanna mruknęła coś niechętnie.
— Tak, mimo wszystko dość sympatyczny, — rzekła panna Kornelja. — Sympatyczny, wykształcony i bardzo pobożny. Ale wyobraź sobie, Aniu, że nie ma ani odrobiny rozumu!
— Więc dlaczego otrzymał parafję?
Nie ulega wątpliwości, że to najlepszy kaznodzieja, jakiego dotychczas mieliśmy w Glen St. Mary, — odparła z powagą panna Kornelja, — jest bardzo wzniosły i uduchowiony i potrafi oddziaływać na ludzi.
— Cała parafja długo się nad tem zastanawiała, — mówiła dalej panna Kornelja, — a na pastora Mereditha zdecydowaliśmy się wszyscy odrazu. Wszystkim poprzednim każdy z nas miał coś do zarzucenia. Nawet Mr. Folson nie wszystkim się podobał. Był doskonałym kaznodzieją, ale wygląd miał straszny. Nie dbał zupełnie o swoją powierzchowność. Miał zbyt czarne włosy i za gładko wygoloną twarz.
— Wyglądał zupełnie, jak wylizany kot, pani doktorowo, — odezwała się znowu Zuzanna. — Nie mogłam znieść tego człowieka, gdy się co niedzielę ukazywał na ambonie.
— Potem przyszedł Mr. Rogers, a ten to już był zupełnie, jak ciepłe kluski, ani zły, ani dobry — podjęła panna Kornelja. — Gdyby nawet potrafił wygłaszać kazania, jak Piotr Apostoł, to i tak nie