Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/307

Ta strona została skorygowana.

Zmrok coraz gęstszy zapadał i Rilla wpadała w rozpacz.
— Gotowa jestem wyłamać któreś z okien, — pomyślała rezolutnie. — Hanka nie będzie miała do mnie o to żalu. Przecież muszę się gdzieś skryć przed burzą.
Na szczęście jednak nie doszło do tego, bo okazało się, że okno w kuchni było tylko przymknięte. Rilla wsadziła przez okno Jasia, a potem wskoczyła sama właśnie w owej chwili, kiedy burza rozpętała się na dobre.
— O, zobacz te kawałki piorunów, — wołał Jaś w zachwycie, tańcząc po kuchni.
Rilla zamknęła okno, z trudem znalazła lampę i zapaliła ją. Znajdowali się w małej schludnie utrzymanej kuchence. Drzwi z kuchni prowadziły do ładnie urządzonego salonu, z drugiej zaś strony do spiżami, która była bardzo obficie zaopatrzona.
— Muszę się tu rozgościć, — pomyślała Rilla. — Hanka nie będzie miała nic przeciwko temu. Przygotuję coś na kolację dla Jasia i dla siebie, a jeżeli deszcz będzie padał dalej i nikt się nie zjawi, pójdę na górę do sypialni i położymy się spać. W takich razach trzeba działać przytomnie. Gdybym nie przeraziła się tak tego upadku Jasia z pociągu, poprosiłabym uprzednio kogoś z pasażerów, żeby pociąg zatrzymał. Wówczas obydwoje z Jasiem nie znajdowalibyśmy się w takiej przykrej sytuacji. Dzięki Bogu, że nie mokniemy na deszczu.
— Ale ten dom, — dodała, rozglądając się wokoło, — jest teraz o wiele ładniejszy, niż wydawał mi się niegdyś. Więc jednak Hanka i Tadeusz za-