Strona:Lucy Maud Montgomery - Rilla ze Złotego Brzegu.djvu/312

Ta strona została skorygowana.

wiem dlaczego dzieci mnie nie lubią, nigdy mnie nie lubiły. Zwątpiłam już, żeby któreś dziecko do mnie się zbliżyło. Nigdy nie miałam własnych dzieci. Amelja jest moją pasierbicą. Lepiej, bo oszczędziłam sobie wielu zmartwień. Ja także nie specjalnie przepadam za dziećmi, ale to dziecko jest wyjątkowo ładne.
W tej samej chwili Jaś się obudził. Otworzył swe wielkie ciemne oczy i spojrzał jasnym wzrokiem na panią Matyldę Pitman. Potem usiadł, przeciągnął się rozkosznie i wskazując staruszkę, rzekł uroczyście do Rilli:
— Ładna pani, Lilla, ładna pani.
Pani Matylda Pitman uśmiechnęła się.
— Słyszałam kiedyś, że dzieci i warjaci zawsze mówią szczerze, — rzekła. — Przyzwyczajona byłam do komplementów za czasów młodości, ale w moim wieku rzadko się kiedy z tem spotykam. Bardzo to miłe dla ucha. A teraz, mała małpeczko, przypuszczam, że mnie nie zechcesz pocałować.
Jaś uczynił coś całkiem nieoczekiwanego. Nie był on przemądrzałem dzieckiem i rzadko kiedy darzył pocałunkami nawet mieszkańców Złotego Brzegu. Teraz jednak bez słowa stanął w łóżku w koszulce, wyskoczył, zarzucił ramionka na szyję pani Matyldy Pitman i złożył na jej policzku trzy gorące pocałunki.
— Jasiu, — zgromiła go Rilla, przerażona tą jego samowolą.
— Niech mu pani da spokój, — rozkazała pani Matylda Pitman, poprawiając sobie przekrzywiony beret na głowie. — Lubię taką szczerość. Przeważ-