Strona:Lutnia. Piosennik polski. Zbiór trzeci.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.
73

Bo też młodziuchny jedynak matki
Sam, mógłby zginać od nudów,
Jak tęskny orzeł wzięty do klatki,
Gdzieś tam, w bajecznych stepach Kamczatki,
Gdzie nie ma słońca i ludów!
Przeto już dzisiaj osadę mamy
Z łaski cara na Sybirze;
Tam więźniów strzegę spiżowe bramy —
W podziemiach silniej kraj nasz kochamy,
Razem nam lżejsze są krzyże!

Wierz mi, że nie jest krwiożerczym wcale
Ten olbrzym świata — gliniany,
Którym miotają w złowrogim szale
Dzikie bałwany — raczej Moskale,
Dziś już wolni jak Brytany —
Car ma dla Polski ojczyma chęci;
Lecz go zrozumieć nie mogą,
1 nawet nie chcę, słudzy przeklęci,
Ludzie zwierzęta, na łup zawzięci,
Żyjący krwią i pożogą —

Fałsz więc że niby ten car stu-oki,
Jest samowładnym despotą;
Nim rządzą świętej Moskwy proroki:
On podpisuje tylko wyroki,