Strona:Maciej Wierzbiński - Pękły okowy.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

Augustyn pomagał przyjacielowi w pracach organizacyjnych i spędzał codziennie kilka godzin w katowickim Komisarjacie Plebiscytowym, przywożąc zwykle do Mysłowic ostatnie wiadomości z kroniki bieżącej.
— Potwierdzają się wieści — mówił — że Niemcy nietylko bojówek nie wycofują stąd, lecz wręcz przeciwnie sprowadzają liczne bandy Orgeszowców z zachodu. Zanosi się na to, że teraz nie będzie mogło odbyć się ani jedno zebranie polskie, gdyż szajki te rozbijać je będą z niemiecką systematycznością.
Wiktor potrząsnął głową i mruknął zdawkowo:
— Będzie wielka awantura! To jasne.
Augustyn popatrzył na niego i spytał:
— Czemu masz taką minę, jakbyś połknął żabę?
— Nic, nic... — żachnął się Wiktor. Idź do willi! Matylda wróciła z Wilczej. O ojcu twym przywiozła dobre wiadomości. W niedzielę przybędzie do ciebie Sikora i zda ci raport ze spraw gospodarczych. Zresztą Matylda opowie ci wszystko.
Augustyn udał się zaraz do willi dyrektora, gdzie bywał nieomal codziennym gościem. Stosunek jego do Matyldy zacieśnił się jeszcze więcej od chwili, gdy począł służyć jej za przewodnika w dziedzinie studjów polskich. Bardzo wykształcona i chciwa wiedzy intelektualistka traktowała to poważnie i na tym gruncie kwitła również sympatja, łącząca ich dusze. Byli dla siebie stworzeni.
Dnia tego, jak zwykle starannie ubrana panna Matylda przyjęła Augustyna w oszklonej werandzie. Opowiadała mu szczegółowo o Wilczej, zwłaszcza o jego ojcu.
— Nie rozumiał listu od pana, ale poznał pismo i to cieszyło go niewysłowienie. Trzymał papier w palcach przed sobą i nie mógł się z nim rozstać. On taki biedny! Tak mi go żal...
Łzy zakręciły się w jej oczach. A Augustyn spozierając w jej dobrą, uduchowioną twarz, rzekł: