Strona:Mali mężczyźni.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

„Wszakże powieść ,Henryk i Łucyaʻ nie jest czarodziejską bajką, i pełno w niéj wzmianek o barometrach, o cegle, o kuciu koni i o różnych pożytecznych rzeczach, a jednak mnie zajmuje; — prawda, Stokrotko?“ zapytał Adaś, przejęty swoją obroną.
„Może być; ale cię częściéj zastaję nad czarodziejską bajką, niż nad książką tego rodzaju. — Zrobię dziś umowę z wami dwoma: Jerzy będzie jadał tylko trzy razy dziennie, ty przeczytasz nie więcéj, jak jedną książkę tygodniowo, a ja wam daruję nowy plac do krykieta; tylko mi przyrzeczcie, że będzie grywać,“ rzekł wuj Fritz nalegająco, gdyż Nadziany miał wstręt do ruchu, Adaś znowu spędzał na czytaniu wszystkie wolne godziny.
„Kiedy nie lubimy krykieta,“ rzekł Adaś.
„Może teraz, bo wam ta gra jeszcze nieznana. Zresztą, wszakże miło wam będzie użyczać tego placu innym chłopcom.“
W ten sposób trafił im do przekonania i zgodzili się na układ, ku uciesze całéj gromadki.
Jeszcze gawędzli trochę o swych robotach ogrodniczych, poczém nastąpił choralny śpiew. Pani Bhaer przygrywała im na fortepianie, Franz na fletrowersie, professor na wiolonczeli, Alfred zaś na skrzypcach. Był to bardzo skromny koncercik, ale sprawiał wielką przyjemność całemu gronu, i nawet stara Azya, siedząca w kącie, odzywała się czasem najsłodszym głosem ze wszystkich, — bo w tym domu pan i sługa, stary i młody, murzyn i biały, brali udział w niedzielnym śpiewie, wznoszącym się do Ojca powszechnego.
Gdy chór umilkł, pan Bhaer uścisnął wszystkim ręce, a pani Ludwika pocałowała każdego: od szesnastoletniego Franza, aż do małego Robcia, który