Strona:Marcel Proust - Wpsc01 - W stronę Swanna 02.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

dziecka — tak jak ogląda króla pamiętnikarz zgubiony w tłumie — nie przeczuwałyby że to dzięki niemu dane im będzie przetrwać w ich najbardziej ulotnych zjawiskach; a przecież ten zapach głogów wabiący wzdłuż żywopłotu, gdzie niebawem zastąpi go dzika róża, odgłos kroków bez echa na ścieżce, bańkę utworzoną przez strumień na wodoroście i pękającą natychmiast, — wszystko to zachwyt mój uniósł i dał temu przetrwać tyle lat, podczas gdy dokoła drogi się zatarły i pomarli ci co je deptali i zginęło wspomnienie tych co je deptali. Czasami, ten kawałek pejzażu, doprowadzony w ten sposób aż do dziś, odcina się od wszystkiego tak, że buja niepewnie w mojej myśli, niby kwitnące Delos; i nie mogę powiedzieć z jakiego kraju, z jakiego czasu — może poprostu z jakiego snu — pochodzi. Ale zwłaszcza muszę myśleć o stronie Méséglise i o stronie Guermantes jak o głębokich pokładach mojego dna duchowego, jak o trwałym gruncie, na którym wspieram się jeszcze. Ponieważ wierzyłem w rzeczy i w osoby podczas gdym przebiegał te krainy, poznane w nich rzeczy i osoby są jedynemi które biorę jeszcze serjo i które dają mi jeszcze radość. Może wiara, która tworzy, wyschła we mnie, może rzeczywistość kształtuje się tylko w pamięci; dość że kwiaty, które mi ktoś dziś pokazuje po raz pierwszy, nie wydają mi się prawdziwemi kwiatami. Strona Mé-

86