Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/113

Ta strona została skorygowana.

bym jej przesłać nie dojdzie do niej nigdy, drepcąc na miejscu w tych swoich spacerach, które mogłyby trwać bez końca nie posuwając mnie ani trochę naprzód? Wmieszać się w to co ona robiła podczas tajemniczego życia istoty z klanu Guermantów, życia będącego przedmiotem mego sekretnego marzenia, wtargnąć w nie bodaj pośrednio na sposób dźwigni, wprawiając w ruch kogoś, komu byłby dostępny pałac księżnej, jej przyjęcia, dłuższa z nią rozmowa, czyżby to nie była styczność bardziej odległa ale skuteczniejsza niż moje uliczne-poranne kontempacje?
Przyjaźń i podziw, jakie dla mnie żywił Saint-Loup, wydawały mi się niezasłużone i były mi obojętne. Naraz wydały mi się cenne; pragnąłbym aby on się niemi podzielił z panią de Guerantes, byłbym zdolny prosić go aby to uczynił. Bo z chwilą kiedy ktoś jest zakochany, chciałby roztoczyć przed ukochaną kobietą wszystkie drobne nieznane przywileje jakie posiada, tak jak to czynią w życiu wykolejeńcy i natręty. Dręczy nas, że ona nie zna naszych przewag; staramy się pocieszyć myślą, iż właśnie dlatego że te przewagi nie są nigdy widzialne, ona pomnaża swoje pojęcia o nas możliwościami niewiadomych zalet.
Saint-Loup oddawna nie mógł wpaść do Pary-

107