Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/120

Ta strona została skorygowana.

z taką siłą, prostując się ruchem tak suchym, natychmiast zaś po ukłonie opuścił dłoń gestem tak nagłym, zmieniając wszystkie pozycje ramienia, nogi i monoklu, że ten moment był nietyle chwilą nieruchomości, ile drgającem napięciem, w którem neutralizowały się nadmierne ruchy poprzednie i te które miały nastąpić. Tymczasem oficer, nie zbliżając się, spokojny, życzliwy, godny, cesarski, w sumie przedstawiający kompletne przeciwieństwo Roberta, podniósł także — ale bez pośpiechu — rękę do kepi.
— Muszę coś powiedzieć kapitanowi, szepnął do mnie Saint-Loup; bądź tak dobry, idź zaczekaj na mnie w moim pokoju, drugi na prawo, trzecie piętro, przyjdę do ciebie za chwilę.
I ruszając ostrym krokiem, poprzedzony monoklem bujającym na wszystkie strony, poszedł prosto ku godnemu i powolnemu kapitanowi, któremu przyprowadzono w tej chwili konia. Zanim wsiadł, wydawał parę rozkazów, z wystudjowaną szlachetnością gestów, niby z jakiegoś historycznego obrazu. Wyglądał tak, jakby miał jechać na jaką bitwę Pierwszego Cesarstwa, podczas gdy poprostu udawał się do siebie, do mieszkania wynajętego na czas pobytu w Doncières, na placu, nazwanym, jakby przez antycypowaną ironję wobec tego napoleonidy, placem Republiki! Zapuściłem się na

114