Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/23

Ta strona została skorygowana.

go, przyczem obok woźnicy siedział lokaj, schodzący z kozła aby składać zagięty bilet w każdym arystokratycznym pałacu w dzielnicy), przesyłała bez różnicy uśmiechy i pozdrowienia dzieciom odźwiernego i przechodzącym właśnie mieszczańskim lokatorom domostwa, w swojej wzgardliwej grzeczności i niwelującej dumie.
W domu, do któregośmy się sprowadzili, wielką damą z pałacu w głębi była księżna, elegancka i jeszcze młoda. Była to pani de Guermantes, dzięki Franciszce zaś posiadłem dość szybko informacje o pałacu. Bo Guermantowie (których Franciszka określała często słowami „ci z dołu”, „dół”) byli przedmiotem jej ciągłego zainteresowania od samego rana, kiedy, czesząc mamę, z zabronionem, nieodpartem i ukradkowem spojrzeniem w dziedziniec, powiadała: „O, dwie zakonnice; pewnikiem idzie to na dół”; albo: „o, piekne bażanty w oknie w kuchni; nie trza ani pytać skąd się pochodzą, książę musiał być na polowaniu”, aż do wieczora, kiedy, podając mi przybory nocne, z zasłyszanego dźwięku fortepianu, z echa jakiejś piosenki, Franciszka wnosiła: „Mają gości na dole, wesoło im.” I wówczas na jej regularnej twarzy, pod włosami obecnie białemi, uśmiech młodości, ożywiony i godny, mieścił na chwilę każdy z jej rysów na swojem miejscu, zestra-

17