Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-01.djvu/48

Ta strona została skorygowana.

i w hallu, wszyscy należeli do faubourg Saint-Germain. Bezwątpienia, gdzieindziej niż w owem faubourg, na pewnych wieczorach, można było czasami widzieć, królującego majestatycznie pośród pospolitego gminu elegantów, jednego z owych ludzi którzy są tylko nazwiskami i którzy, kiedy ich sobie chcemy wyobrazić, mają naprzemian coś z turnieju i z dworskiego lasu. Ale tu, w pierwszym salonie faubourg Saint-Germain, byli tylko oni. Byli niby kolumny z kosztownego materjału, podtrzymujące świątynię. Nawet na zwykłych przyjęciach, jedynie z pośród nich pani de Guermantes mogła dobierać swoich gości; przy obiedzie na dwanaście osób, zgromadzeni dokoła nakrytego obrusu, byli niby złote posągi apostołów w Sainte-Chapelle, symboliczne i święte filary dokoła Stołu pańskiego.
Co się tyczy ogródka, który się rozciągał między wysokiemi murami za pałacem i gdzie pani de Guermantes częstowała w lecie po obiedzie oranżadą i likierami, jakże mógłbym wątpić, iż siedzieć tam między dziewiątą a jedenastą wieczór, na żelaznych krzesełkach — obdarzonych równie magiczną władzą co skórzana kanapa — znaczy oddychać swoistym wietrzykiem Saint-Germain, tak jak odbywając siestę w oazie Figuic, jest się tem samem w Afryce? Jedynie wyobraźnia i wiara mogą zróżniczkować pew-

42