Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/164

Ta strona została przepisana.

— Słyszała ciocia słówko Oriany? — spytał namiętnie książę pani de Villeparisis.
— Owszem, bardzo zabawne.
To nie wystarczyło księciu: — A mnie się wcale nie wydaje zabawne — rzekł; lub raczej jest mi to obojętne, czy jest zabawne czy nie. Nie przywiązuję żadnej wagi do dowcipu.
Pan d’Argencourt protestował. „On nie myśli ani słowa z tego co mówi”, szepnęła księżna.
— To z pewnością dla tego, że byłem posłem do Izby; nasłuchałem się tam świetnych przemówień, które nie znaczyły nic. Nauczyłem się tam cenić zwłaszcza logikę. Zapewne temu zawdzięczam, że mnie nie wybrano ponownie. Rzeczy dowcipne są mi obojętne.
— Błażeju, nie rób pana Prudhomme, moje kochanie, wiesz dobrze, że nikt tak nie ceni dowcipu jak ty.
— Pozwól mi skończyć. Właśnie dlatego, że jestem niewrażliwy na pewien gatunek konceptów, cenię często dowcip mojej żony. Bo wychodzi najczęściej z trafnej obserwacji. Ona rozumuje jak mężczyzna, a formułuje myśli jak pisarz.
Powodem że pan de Norpois mówił do Blocha tak jakby byli obaj jednego zdania, było może to, że ambasador był tak dalece antydreyfusistą, iż,

158