Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/212

Ta strona została przepisana.

Pan de Charlus usiadł niebawem koło pani Swann. Wszędzie gdzie się znajdował, zawsze wzgardliwy wobec mężczyzn, otoczony przez kobiety, przylepiał się do najbardziej eleganckiej, w której tualetę czuł się jakgdyby strojny. Tużurek czy frak dawały baronowi podobieństwo do owych portretów, gdzie wielki kolorysta namalował mężczyznę w czerni, ale rzucił koło niego na krzesło jaskrawy płaszcz, który mężczyzna ów przybierze na jakiś bal kostjumowy. Takie odseparowanie się, zazwyczaj z jakąś „Wysokością”, stwarzało panu de Charlus ramę i przywilej zarazem. Miało ono naprzykład ten skutek, że gospodyni domu jedynemu baronowi pozwalała na jakiejś fecie zająć krzesło na przedzie w szeregu dam, gdy inni mężczyźni tłoczyli się w głębi. Co więcej, baron, opowiadający z przejęciem i bardzo głośno zabawne historyjki zachwyconej damie, zwolniony był od witania się z innymi, tem samem od dopełnienia obowiązków grzeczności. Poza pachnącą barjerą, jaką stawała mu się wybrana piękność, siedział na środku salonu niby na widowni teatru w loży, i kiedy podchodzono, aby go witać poprzez — można rzec — piękność jego sąsiadki, można było baronowi wybaczyć, że odpowiada na ukłon bardzo krótko, nie przerywając rozmowy z damą. Niewątpliwie, pani Swann

206