Strona:Marcel Proust - Wpsc03 - Strona Guermantes 01-02.djvu/260

Ta strona została przepisana.

swoją inteligencję i charakter. Zresztą musi pan czuwać nawet — a raczej zwłaszcza — nad swemi przyjaźniami. Miej pan kochanki, jeśli twoja rodzina nie ma nic przeciwko temu; to mnie nie obchodzi; mogę cię tylko do tego zachęcać, młody urwisie, młody urwisie który niedługo zaczniesz golić brodę, rzekł dotykając mego podbródka. Ale wybór męskich przyjaciół, to inna sprawa. Na dziesięciu młodych ludzi, ośmiu to są kanalje, łobuzy zdolne wyrządzić panu krzywdę, której nie odrobisz nigdy. Ot, mój siostrzeniec Saint-Loup, to jest od biedy dobry koleżka dla pana. Z punktu widzenia pańskiej przyszłości nie przyda się panu na nic, ale ja tu wystarczę. A na to aby panu dotrzymać towarzystwa, wówczas gdy będziesz miał mnie dosyć, na to, w sumie, wydaje mi się człowiekiem nie przedstawiającym poważnych niebezpieczeństw, przynajmniej tak sądzę. To jest bodaj mężczyzna, a nie jeden z tych niewieściuchów, jakich spotyka się dziś tylu; fałszywych braci zdolnych dziś lub jutro zaprowadzić może na rusztowanie swoją niewinną ofiarę.
Nie bardzo rozumiałem sens gwarowego wyrażenia „fałszywy brat”. Ten co by je znał, byłby równie zdziwiony jak ja. Światowcy dosyć lubią mówić gwarą, a ludzie, którym można zarzucić

254