rzeczonéj w zwyczajnem swojem usposobieniu, rozgadał się nawet więcéj niż zwykle. Bliżsi jego i znajomi w głowę zachodzili, nie pojmując co się stać mogło, aż wreszcie po kilkunastu dniach wyłowiono w Warcie, gdzieś o milę przeszło od Poznania, topielca w paltocie i kaloszach, w którym z trudnością poznano dr. Löwenthala. Wydał on kilka lat przedtem w Lipsku dziełko pod tytułem: „Physiologie des freien Willens“ i ostatnim czynem swoim wskazał praktycznie punkt ostateczny, do którego wolna wola dojść może.
Górną część Działowego placu zajmował ogród należący do pustego już zupełnie, za méj pamięci, klasztoru Karmelitów bosych, w którym późniéj lazaret wojskowy umieszczono, zamieniwszy roku trzydziestego pierwszego kościół jego na kościół garnizonowy protestancki. Ta górna połowa placu była, w poście czterdziestego siódmego roku, widownią okropnego wypadku, o którym zapewne już mało kto wie w Poznaniu. Rozstrzelano tu Babińskiego. Biedak ten, przybywszy do nas z Francyi, błąkał się jako emisaryusz, czy też jako jeden z niedobitków stłumionéj konspiracyi, po Księstwie. Tropiono go dość długo i naszedł go nareszcie żandarm w karczmie tuż pod Rogoźnem, jeśli się nie mylę; chciał go schwytać, lecz Babiński, dobywszy pistoletu, strzelił do nacierającego, wypadł na dwór i uciekał przez jezioro jeszcze lodem pokryte. Poszło za nim w pogoń kilku ludzi, do których przyłączył się jakiś rzeźnik, i psy tego rzeźnika schwytały uciekającego. Odstawiono go do Poznania, a ponieważ panował wtedy wszędzie u nas stan oblężenia, rzecz poszła przed sąd wojenny; skazano go na śmierć i, aby innych postraszyć, rozstrzelano publicznie, wbrew wszelkim nadziejom, że w ostatniéj jeszcze chwili ułaskawion będzie, zwłaszcza iż żandarm pozostał nietknięty.
Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 01.djvu/216
Ta strona została uwierzytelniona.