Strona:Marceli Motty - Przechadzki po mieście 05.djvu/187

Ta strona została przepisana.

wéj, stanął pan Józef, idąc za przykładem ojca, na czele jednéj z jego kompanii i wielokrotnie podczas pożarów narażał się na niebezpieczeństwo. Czterdziestego szóstego roku, jakkolwiek należał do tych, którzy plany i przygotowania spiskowe uważali za niewczesne i zgubne, nieszczędził jednakże starań, aby po katastrofie ukryć i ocalić co się dało, a czterdziestego ósmego byłem sam świadkiem jak gorliwie pan Józef wypełniał w obwodzie miejskim rozmaite rozporządzenia komitetu narodowego. To też owa czynność w sprawach tyczących się społeczeństwa naszego, niemniéj jak i związki handlowe, zbliżały go ciągle do publiczności miejskiéj i wiejskiéj, któréj sympatyę zapewnić sobie umiał wesołem i rozmownem usposobieniem oraz szczerą gotowością, jaką okazywał w przyjacielskich przysługach, niezrażając się tem, iż czasem nadużywano jego dobrych chęci. Ożeniwszy się w dość młodym wieku z panną Salomeą Dulińską, znalazł w niéj zgodną i miłą towarzyszkę życia, zaradną gospodynię, troskliwą i kochającą matkę dość licznego potomstwa, które wróżyło już wcześnie, iż przykład rodziców i dziadostwa niebędzie dla niego straconym. Nie doczekał się jednak pan Józef, żeby to wszystko oglądać dojrzałe, na stanowiskach nadziejom jego i życzeniom odpowiednich; musiał dzieci swoje opuścić nim mu tę pociechę przynieść zdołały. W ostatnich latach życia doznał on kilku przykrych zawodów, a między innemi naraził go jeden z zaufanych przyjaciół na dotkliwą stratę; to też dostrzedz było można znaczną zmianę w swobodnem dawniéj jego usposobieniu, a gdy piędziesiątego ósmego roku zaniemógł na zapalenie płuc, choroba tak gwałtowny miała przebieg, że ani silna jego fizyczność, ani też wszelkie usiłowania szczerze doń przywiązanego doktora Gąsiorowskiego ocalić go od śmierci niepotrafiły. Wszakże nie zaginęła z nim tutaj firma