Strona:Marcin Ernst - O końcu świata i kometach.djvu/115

Ta strona została uwierzytelniona.

gwiazd spadających w rozmaitych okolicach Europy. Kapitan Berard, który wówczas znajdował się na okręcie w bliskości brzegów Hiszpanii, liczył około godziny 4-ej rano przecięciowo po 2 meteory na minutę. W roku następnym tej samej daty rój meteorów był znacznie wspanialszy, aniżeli w poprzednim, szczególnie dobrze mógł być obserwowanym w Europie i Arabii. Leverrier, który je obserwował, powiada, iż padały one jedna za drugą bez przerwy, tak gęsto, iż trzebaby kilku godzin ażeby policzyć wszystkie widzialne w jednym momencie, gdyby nagle się zatrzymały. W nocy zaś z 12 na 13 listopada 1833 r. miała miejsce prawdziwa „śnieżyca“ gwiazd spadających. Trwała ona przez dziewięć godzin i widzianą była ze szczególną wspaniałością w całej Ameryce północnej. Liczbę gwiazd spadających szacowano, gdyż policzyć nie było możliwem, po 7—8 na sekundę dla widnokręgu jednego miejsca.
W czasie tego roju nanowo zostało spostrzeżonem to, co już poprzednio zauważył Humholdt, i to niezależnie przez kilku astronomów, mianowicie, że wszyskie meteory wychodzą z jednego punktu nieba; wówczas też położenie tego punktu, nazwanego punktem radyacyjnym, zostało bliżej określone. Objaśniono też wkrótce znaczenie punktu promieniowania, jako punktu, w którym w perspektywie schodzić się zdają napozór rozbieżne drogi meteorów, w rzeczywistości zaś równoległe.
W roku 1834 i kilku następnych rój Leonidów jeszcze się pojawiał, ale coraz słabiej, przez