Strona:Maria Bogusławska - Młodzi.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

— Czy dlatego, że utrzymanie jej najmniej… — zaczął Elek.
— Dlatego, — przerwał Wiktor — dlatego, widzą panicze, że to karp najdłużej żyje… powiadają ludzie, że i trzysta lat… »Już ten aby przeżyje mnie«, mawiał mój pan. Bo to, widzą panicze, pan Turzyński to dziwne ma szczęście, a raczej nieszczęście — nic mu się nie chowa… Wychował dwóch braci — jeden się zastrzelił, drugi umarł na suchoty. Ożenił się, żona tylko dziesięć lat mu pożyła. Miał troje dzieci, wymarły aniołki w ciągu dwóch lat… Strasznie pan rozpaczał… To potem wziął sobie chłopca na wychowanie, takiego Genia, miał dziesięć lat. Miły był i mądry. Chował się u nas przez pięć lat… Ale cóż, jak cztery lata temu zaczęły się u nas w kraju różne awantury, wziął i uciekł… Licho wie, gdzie przystał… A szkoda go, chłopak był… choć do rany przyłóż… ale hardy!… ho, ho!… Co się pan napłakał, narozpaczał… Tak jak po własnych dzieciach. Potem, jakoś we dwa miesiące, przybłąkała się psina… ani weź odpędzić… Przywiązaliśmy się oba do niej. Bywało na krok pana nie odstępowała. To raz poszła z panem za rogatki i wściekły pies ją pokąsał, zawieźliśmy do weterynarza do lecznicy… nie uratowali jej, tyle tylko, że ją namęczyli… To potem znowu mały kotek się przynęcił… znowu na nasze nieszczęście; taka szelma była miła, figlarna, że jak jęła dokazywać, to choćby najwięk-