Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/215

Ta strona została uwierzytelniona.

— A u nas kluski...
— Patrzcie! Mańka już piegi ma!
— Nieprawda!
— Jak mamę kocham!
— Jak Bozię kocham!
— Nie mam! nieprawda!
I aż im nawierzch oczy wyłażą, tak się to przysięga na wszystkie świętości.
Ale u nas nikt nigdy dziewczynom nie wierzył; chyba jednej Bronce. Bronka się nie przysięgała, ani na matkę, ani też na Boga, ale jeśli jej kto powiedział, że kłamie, zaraz się porywała z pięścią między oczy.
A te duże, to jeszcze gorsze niż te małe; ciągle intrygi prowadzą. Raz w raz jedna drugiej do ucha szepcze, raz wraz się to mienia na wstążki, na pieczątki, raz wraz sobie szpilek pożycza, włosów przymuskuje, podwiązuje pończochy, gubi kajety i z partesu stąpa.
Pchnie taką który w bok, to tylko ramionami ruszy, jakby nie do niej. Palnie z nas którego pan nauczyciel w ucho, to zaraz plotki robią, zaraz się po szkole w kupki zbierają, trącają łokciami, palcem pokazują i prowadzą radę.
Nieraz to mnie taka pasya porwała, żem jak kozioł łba nadstawiwszy, w sam środek między nie wpadał. Żeby tak między chłopaków, toby mnie jeden z drugim w kark grzmotnął i już. A te zaraz w pisk, wrzask, właśnie jakby się stodoła paliła. Już się to potem całemi tygodniami boczy, miny stroi, nie gada, odyma, póki się tam temu czego nie podetknie, pestek