het precz oberwali. To jakże miał żyć? Musiał umierać.
Tymczasem w kancelaryi przygotowywano raport, jako taki a taki więzień na gorączkę, czy też na febrę umarł. Właśnie podyktował był pan nadzorca powyższe słowa pomocnikowi swemu, kiedy ten rzekł:
— Kiedyż mu się wyrok miał skończyć?
— Tak na pamięć nie można wiedzieć — odparł «wielmożny» — ale przecież to wszystko podług księgi idzie. Jakób! podajno księgę!
Podał Jakób czarno oprawny wolumin, a pan sekretarz przerzucać go zaczął.
— A to co? — zawołał nagle i podniósł wzrok na pana nadzorcę, wskazując palcem datę.
Pan nadzorca spojrzał niedbale przez ramię. Spojrzał i raptem zerwawszy się z fotela, utkwił przerażone oczy w twarzy pana sekretarza. Chwilę trwało milczenie, podczas kiedy tych dwóch ludzi przenikało się wzajemnie wzrokiem.
— Tam do licha — zawołał wreszcie pan nadzorca, zapomniawszy zupełnie o obecności Jakóba. A toć się jemu wyrok skończył blizko na dwa tygodnie przed ową ucieczką...
Stał jeszcze chwilę i patrzył osłupiały przed siebie.
— Djabli go wiedzieli! — wykrzyknął wreszcie, rzucając się w fotel.
I nie było już więcej o tem mowy.
Przez parę wszakże następnych tygodni drzwi
Strona:Maria Konopnicka - Nowele (1897).djvu/314
Ta strona została uwierzytelniona.
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/e/ee/Maria_Konopnicka_-_Nowele_%281897%29.djvu/page314-1024px-Maria_Konopnicka_-_Nowele_%281897%29.djvu.jpg)