Strona:Maria Pawlikowska-Jasnorzewska - Szkicownik poetycki.djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.

Wspominała, patrząc na nie, ów dzień, w którym wielki wynalazca, obmyślając ludzkie ucho, wyrwał jej brutalnie z ręki białego, spiralnie okrągłego ślimaka, przymierzając go, wśród zwojów naczyń i okrawków błon, do fragmentów kości.
Obrażona za ten gwałt, zrzekła się wówczas wszelkiego udziału w kompozycji ucha, które też wypadło czysto technicznie i użytkowo: aparat, słuchawka.
Podczas roboty żab, zgodziła się na romantycznie brzydkie straszydło: ropuchę.
Jednakże, po wypuszczeniu w świat całej serji posępnych kumaków, rzegotek i plujek, wyprosiła sobie jeden, własny swój typ: model zbytkowny, z najczystszej zieleni, bez domieszki brązu. Istne marzenie!
Ucałowawszy czule, upuściła go w trawę, jak szmaragd na wieczne nieodnalezienie.