— Co robić, Zośka? — mówił, kończąc swe opowiadanie — powiedz, co robić? Myślę, że chyba trzeba nam uciekać.
— Ale jak? — zapytała. — Oni nas wszędzie znajdą i wszędzie dogonią, mają konie, ludzi, policję, a my co?
— Gdybyśmy jednak uciekli i schowali się gdzie w mieście — mówił Jerzyk.
— Tak, a kto nas schowa? — rzekła dziewczynka. — Żeby to jeszcze w lesie, to łatwiejby było wleźć gdzieś między krzaki, a tu... Ot, wiesz co — powiedziała po krótkim namyśle — żeby tak uciec na tym koniu, na którym ja jeżdżę. On mnie już zna i gdybym go tylko mogła wyprowadzić ze stajni, tybyś siadł za mną i tak ucieklibyśmy z pewnością.
— Nie — odrzekł Jerzyk — tak nie można, my konia brać nie możemy, to cudza własność, tobyśmy tak zrobili jak złodzieje. Uciec jednak sami powinniśmy.
Była to ostatnia rozmowa Jerzyka z Zośką.
Nazajutrz rozdzielono ich. Zośka była odtąd wśród dziewcząt, a Jerzyk pod ciągłą opieką Sama i w towarzystwie Mitry. Nieszczęśliwi byli z tej zmiany i pojąć nie mogli, dlaczego tak zarządzono. Nie wiedzieli o tem, że Mitro podsłuchał koniec ich rozmowy i doniósł o zamierzonej przez nich ucieczce Azrze i Samowi. Szczęściem, że Cygan się spóźnił i nie słyszał opowiadania Jerzyka o Jaromirze.
Jedynie więc podczas lekcji muzyki Jerzyk był wolny od towarzystwa Mitry i jego ciągłego dokuczania. Ślepy grajek bowiem stanowczo nie zgodził się, by Mitro był nawet w jego pobliżu.
Strona:Maria Reutt - W cygańskim obozie.pdf/63
Ta strona została uwierzytelniona.