Strona:Maria Rodziewiczówna - Kądziel.djvu/201

Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Taida pochyliła się do niej, wzięła w obie dłonie gorejącą głowę dziewczyny i przycisnęła do piersi. Była tak wzruszona, że nic narazie nie rzekła, dopiero po chwili się ozwała:
— A gdy ci to wystarczy, bądź pewna szczęścia, bo niema marnych placówek, ani obowiązków — są tylko marni ludzie.