Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

powiedziałem — resztkami płuc tylko oddycha.
— Suchoty... tak, tak, to zmora co dusi... aż zadusi.
Wyjął jej fotografię z pod poduszki i przyłożył sobie prawie do oczu; od dwóch dni ciągle to robił, jak gdyby się tej Mini napatrzeć nie mógł.
— Wiesz pan — powiedział do mnie — to byłaby moja córka, gdyby... Lewońskiego nie woleli...
Westchnął bardzo smutnie i głową skinął z rezygnacyą, jakby mówił:
— Cóż robić!... stało się.
Na stoliku stały jeszcze kwiatki, które mu przysłała; nawet nie bardzo powiędły.
Kazał je sobie bliżej postawić przy łóżku, powąchał i przypa-