Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/147

Ta strona została uwierzytelniona.

kująco wpatrzone w drzwi, przez które miał wejść ksiądz z Panem Bogiem.
Wyglądał, jak potworny manekin w tym starym fraku; lalka nie człowiek, niekształtny, nieruchomy, opuchły i chorobą zmieniony, ale była w nim jakaś groza śmierci powstrzymywanej gwałtem siłą woli, mocą ducha i wiary, oraz wzniosła powaga bohaterskich zapasów z ciałem, w którem dusza trzymała się, jak w zburzonej fortecy, i nie chciała ustąpić wpierw, dopóki nie spełni ostatnich swych obowiązków na ziemi.
— Nie odejdziesz... zaczekasz?... — szeptał do mnie, gdym mu poprawiał poduszkę pod plecami i obwisłe ręce układał na kolanach, aby mu nie ciążyły i nie