Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/149

Ta strona została uwierzytelniona.

Złożył ręce na piersiach i widziałem, że się skupia w sobie i modlić zaczyna.
Nagle w podwórzu dał się słyszeć dźwięk dzwonka... drgnęliśmy obaj.
Ksiądz nadchodził.
Gierda ocknął się, odetchnął ciężko, ale szybko i głęboko, i z wyrazem twarzy, którego do końca życia nie zapomnę, zrobił taki ruch, jak gdyby całym wysiłkiem chciał powstać na nogi... podbiegłem do niego, aby go podtrzymać... Oparł się na mojem ramieniu i te biedne jego zgrubiałe, jak wałki, nieforemne kolana drżeć zaczęły, zginać się przemocą i próbowały koniecznie uklęknąć na ziemi.
Chciał w pokutniczej postawie