Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

Chłopak zaziębił się, wracając z konserwatoryum. Nic dziwnego. Ta paltocina, co na nim leżała, wiatrem podszyta, a bucięta takie połatane i powykrzywiane stały pod łóżkiem, że aż litość brała pomyśleć, iż w nich chodzić musiał na te mrozy.
Jakże nie miał dostać zapalenia płuc?...
Prawy bok ma zajęty, gorączka 40 stopni, kaszle i dreszcze ma ciągłe. Podły stan, jeszcze przy takiej kompleksyi...
A tę matkę widać kocha bardzo, bo kiedym go auskultował, patrzył w nią wystraszony, jakby się obawiał o nią, nie o siebie, i szeptał, choć go biedaka krztusiło:
— Nic, nic, mamo, to nic... już mi trochę lepiej teraz...