Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/150

Ta strona została uwierzytelniona.

grzesznika przyjąć odwiedziny Wybawiciela swego, ale ból straszny musiał go od tego powstrzymać, bo zwrócił na mnie wzrok cierpiący i beznadziejny, jęknął rozpaczliwie, a jakby się skarżył i usprawiedliwiał zarazem, głosem łzawym, biednym, żałosnym i skruszonym powiedział do mnie:
— Nie mogę!...
Podsunąłem mu podnóżek pod kolana i podtrzymywałem w tej pozycyi na poły klęczącej.
Zniżył głowę aż na piersi i ukorzony przed Majestatem, który się zbliżał ku niemu, powtarzał:
— Panie, bądź miłościw duszy mojej!...
Dzwonek już dźwięczał w przedpokoju, za chwilę wszedł spowiednik z wiatykiem.