Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

stora, do połowy spuszczona, zabierała resztę tego żółtego, spłowiałego światła, które się tu z dziedzińca przedostawało.
Przy piecu na łóżku, kołdrą przykryty, z nogami spuszczonemi, w szlafroku popielatym o niebieskich niegdyś wyłogach, w czapeczce paciorkowej siedział chory i zdawał się drzemać.
Oprócz łóżka, stolika, kilku szaf z książkami i ogromnego kufra nie było więcej żadnych sprzętów w obszernym pokoju o jednem oknie; do alkierza wejście zasłonięte było zieloną firanką.
— Pan doktor? — odezwał się głos gruby, nizki, astmatyczny.
Dałem potakującą odpowiedź i zbliżyłem się do łóżka, na którem siedział mężczyzna przeszło