Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakiego testamentu?...
— A no tego, co nad nim tak tam radzą... Czy mi też stary co zapisze, sierocie, za wierną służbę bez trzy lata, czy nie?... Przecieby się godziło. Naharowałam się przy nim po całych dniach i nocach, tom godna chociaż tych starych gratów. Miałabym pamiątkę.
— Dajcie pokój — powiedziałem babie — to nie żaden adwokat, o testamencie niema mowy, a co do zapisu, to pewnie wam wszystko zostawi z ruchomości; komużby oddał?... Majątku innego chyba nie ma, bo nie mieszkałby w takiej dziurze i nie żałował sobie na wygodniejsze życie.
Pokręciła głową niedowierzająco.