Strona:Marian Gawalewicz - Dusze w odlocie.djvu/94

Ta strona została uwierzytelniona.

— E, to nie; musi mieć nawet grube pieniądze w sienniku, bo go ruszyć nie pozwala nigdy, a z czegóżby żył?... przecież nie żaden urzędnik, tylko sobie pan. Na meldonku stoi »z własnych fonduszów«.
Znowu mi się do łokcia pochyliła.
— Niech też pan konsyliarz jakie dobre słowo powie za mną sierotą. Pan Bóg Najwyższy to panu wynadgrodzi.
Płaczliwym głosem to mówiła i pociągała nosem, jakby się rozrzewniała nad sobą samem przypuszczeniem, że może być pokrzywdzoną i zapomnianą przy spisywaniu testamentu.
Uspokoiłem ją, zalecając, aby tylko chorego dobrze pilnowała