Strona:Marian Pilot - Panny szczerbate.djvu/175

Ta strona została uwierzytelniona.

Gumno było już zasłane; wziął cepy. Ociągała się.
— Motor byś wziął! Ludzi najął! Motorem przez godzinę by to wszystko wymłócili...
— Ludzie ci potrzebni! — krzyczał waląc cepami. — Wiem, po co ci ludzie są potrzebni... wydać byś mnie chciała? Ludzi ci trzeba! Rób! Rób! — krzyczał waląc cepami coraz bliżej, coraz bliżej niej. Skoczyła w kąt i też wzięła cepy.
— Zabić byś mnie chciał! — krzyknęła. — Tu zabić byś mnie chciał!
Unosząc cepy równocześnie w górę, przez sekundę patrzyli na siebie i szybko opuszczali w dół, w obawie, by drugie nie uderzyło wcześniej i nie trafiło. Przyśpieszali coraz bardziej, aż cepy sczepiły się bijakami; wtedy dysząc stanęli naprzeciw siebie, szarpiąc każde swoje stylisko. Potem zaprzestali szamotaniny, stali tylko i patrzyli na siebie.
— Nie będę razem z tobą spała. Zadusisz mnie. Będę spała w drugiej izbie.
— Chciałabyś, co? Żeby uciec w nocy i donieść.
— To ty chcesz się mnie pozbyć. Ale ja się nie dam. Nie pójdziesz ode mnie do żadnej swojej kurwy. Jestżeś do mnie przywiązany jak pies.
Rozplatali swoje cepy i znów, co chwila, czujnie spoglądali sobie w oczy, walili o gumnisko, starając się bijakiem trafić w siebie nawzajem.

— Nie cygóń — zakrzyczał — nie cygóń mi tu. Ty mi, Mońka, powiedz żywą prawdę: co z nią? Umarła już ona?
— Ale, coście wy — szybko powiedziała kobieta. — Przecie wam mówię, że ze szpitala ją wypisują, to przez to ona chce ubranie. A bo to bez kiecki ma kobieta wrócić czy jak?