Strona:Marja Kossak-Jasnorzewska - Zalotnicy niebiescy.djvu/41

Ta strona została uwierzytelniona.

LOTKAWałęsa się zalotnie. Andrzej mówił mi, że będziecie pokazywać jakieś akrobacje. Fe, jak w cyrku. Nie znoszę takich rzeczy. Co innego ładnie pofruwać... Robi wdzięczny gest rączętami, jak młode kurcze skrzydłami.
BUFETOWYWesoło. O to, to, proszę panienki. Ja tobym chciał skonstruować taki samolot, coby tylko fajnie po ziemi: ze smakiem wymawia wyuczone słowo rolował!
LOTKARo-lo-wał?
KOBUZUbawiony. Nie wiem, czy zdołamy wychować panią na żonę lotnika.
NIEBOROWSKIPrzynosząc z bufetu talerz owoców. Może pani pozwoli coś z owoców?
LOTKAPrzypomina sobie jakieś wyczytane zdanie. Ja, jako nieodrodna córka Ewy, zjem jabłko. Rzuca się z wdziękiem na jabłko.
KOBUZŚlicznie powiedziane!
LOTKARozcięła i martwi się. O, robaczywe.
KOBUZMy tu naumyślnie takie hodujemy, aby potem móc zalewać robaka!
LOTKAZapomniawszy o jabłku, doskakuje do stolika. O, widzę! Jaki ładny kolor. Proszę mi nalać tego czerwonego. Zasiada przy stoliku.
KOBUZZaraz, tylko przyniosę pani kieliszek. Ten jest mój.
LOTKAWszystko jedno — może być i pański. Alkohol to przecież jest najlepszy środek antyseptyczny.
KOBUZAleż proszę, nalewa jej wiśniówki.
LOTKANo, będę znała pańskie myśli — wypija, zakrztusiła się porządnie, myśli. Zaraz, zaraz... Hahaha! Pan nic nie myśli!
KOBUZPrzyłapuję się nieraz na tem.
LOTKAPodeszła do Jastramba i ogląda jego odznakę. A pański ptak trzyma w dziobie taki zielony wianuszek, a nie zwyczajny złoty? Co to znaczy?