Strona:Mark Twain - Humoreski i opowiadania I.djvu/37

Ta strona została przepisana.

Chętnie wczytuję się w opisy jego przenikliwości wrodzonej, jego zamiłowaniu do życia naturalnego na łonie dzikich lasów i puszcz, o jego do dziś niezmienionym szlachetnym charakterze, o pełnej pięknych przenośni mowie, jaką się posługuje, o jego rycerskiej miłości do ciemnobrunatnej dziewicy, o malowniczej jego odzieży i uzbrojeniu.
Obecność nad Niagarą sklepów, przepełnionych wyrobami indyjskiemi z pereł, godnemi podziwu i niemniej zadziwiającemi zabawkami dziecinnemi, przedstawiającemi kształty ludzkie, z bronią powtykaną w rozmaite otwory ciała, umyślnie na ten cel wywiercone, z nogami wymodelowanemi nakształt pasztetu, wywołała we mnie szczere wzruszenie.
Pewna panna w jednym ze sklepów opowiadała mi, że wielkie zapasy przedmiotów, które oglądam, są osobliwościami indyjskiemi, wyrabianemi przez ludność zamieszkałą w znacznej liczbie w okolicach wodospadu, że są to ludzie przyjemni w pożyciu i że spotkanie się z nimi i rozmowa nie grożą żadnym zgoła niebezpieczeństwem.
I rzeczywiście, podszedłszy do mostu wiodącego na wyspę Luna, spotkałem jednego z tych szlachetnych synów boru; siedział pod drzewem, zajęty usilnie wyszywaniem woreczka siatkowego szklanemi paciorkami. Miał na głowie kapelusz z wielkiemi skrzydłami, na nogach wielkie trzewiki, a w ustach krótką czarną fajkę. Jaka szkoda, że takie stykanie się z naszą prozaiczną cywilizacją zaciera własności malownicze indjanina. Stanowiły one prawdziwą ozdobę jego życia naturalnego gdy w oddaleniu od nas, spoczywał w obozie ojczystym.