Strona:Mark Twain - Tom Sawyer jako detektyw.djvu/67

Ta strona została przepisana.

wszystkiem Tom nie mógł się już cofnąć i powiedział kowalowi:
— Doskonale! Niech pan spuści psa z łańcucha.
Drif spuścił psa, i poszliśmy do domu, pożegnawszy rozbawionego starca.
Był to doskonały pies. Żadna rasa psów nie posiada takiej wesołej natury, jak psy myśliwskie, a pies Drifa prócz tego znał nas i lubił. Skakał koło nas, piszczał radośnie i na wszelkie sposoby wyrażał swój zachwyt z nieoczekiwanej swobody. Ale Tom był tak rozstrojony, że nie zwracał uwagi na psa i mówił, że należało się dwa razy namyśleć przed zdecydowaniem się na tak głupie przedsięwzięcie. Był przekonany, że Drif Houcker wszystkim o tem opowie, a wówczas końca nie będzie żartom.
Szliśmy więc do domu wzdłuż opłotków, dosyć ponuro usposobieni, i o niczem nie rozmawialiśmy. Kiedy przechodziliśmy przez oddalony koniec pola tytoniowego, usłyszeliśmy, że pies, biegnący przed nami, wydał przeciągłe wycie, i pospieszyliśmy na to miejsce. Pies z całych sił drapał przedniemi łapami ziemię i od czasu do czasu, podnosząc łeb do góry, wył przeciągle.
Na miejscu, w którem pies drapał ziemię, był podłużny nasyp, podobny do mogiły; po deszczu ziemia osiadła, i pod nią zarysowało się coś podobnego do ludzkiej figury. Zatrzymaliśmy się zdumieni i, milcząc, spojrzeliśmy po sobie. Gdy pies wygrzebał ziemię wszystkiego na kilka cali, chwycił coś zębami, i to coś okazało się ręką ludzką. Tomkowi aż dech zaparło.